Sörenberg do Sörenberg przez Brienzer Rothorn

Autor: Karolina Chmaj | Oct 13, 2025 5:01:50 PM

Wycieczkę jak zwykle zaczynamy z Luzern.
Pierwszy środek transportu to pociąg do Schüpfheim, który jedzie ok. 30 minut. Następnie, podążając za szybko idącymi ludźmi w sportowych strojach i z kijkami, udajemy się na przystanek, skąd odjeżdża autobus. Połączenie jest tak skorelowane, że w autobusie czekamy może z 5 minut – wszystko działa jak w zegarku.

Warto od razu zaopatrzyć się w darmową mapkę dostępną w autobusie linii B241. Trasa prowadzi przez piękną krainę Entlebuch, dalej przez miejscowość Flühli, aż do Sörenberg-Sonnenberg. Tam przesiadamy się na kolejny autobus pocztowy, który już na nas czeka – znowu wszystko idealnie zsynchronizowane. Świetna opcja!

Dojechaliśmy tym autobusem praktycznie pod same drzwi stacji kolejki na Brienzer Rothorn (2350 m n.p.m.).
Szybki zakup biletu tylko w jedną stronę i kilka minut później już siedzieliśmy w wagoniku w drodze na szczyt.

Niestety tego dnia chmury zasnuły całe niebo. Po obejrzeniu krótkiego filmu o budowie kolejki i obiekcie na szczycie, po rozsunięciu ekranu naszym oczom ukazały się jedynie mlecznobiałe chmury.
Zimno, ciemno, wieje i mgła — ale to nas nie zniechęciło. Wyszliśmy na sam wierzchołek, zrobiliśmy kilka zdjęć i z premedytacją ruszyliśmy dalej.

Plan był, by dojść do kolejki Turrenbahn i zjechać do Lungern. Jednak pogoda i nasza kondycja miały inne plany. Do Lungern dotarliśmy innego dnia i w nieco zmienionym składzie — ale to już temat na osobny wpis.

Ogólnym sponsorem tej wycieczki była mgła i chmury. Widoczność wynosiła maksymalnie 10 metrów. Widzieliśmy tylko szlak przed sobą i siebie nawzajem. W takiej mgle człowiek nie ma pojęcia, że idzie tuż przy przepaści albo po bardzo stromym zboczu. Zupełnie inne wrażenia niż przy dobrej pogodzie – też ciekawe!

Nie wiedzieliśmy jednak, jakie szczęście nas spotkało. Na środku szlaku stało całe stado kozic górskich – z imponującymi rogami! Przed nimi zatrzymała się rodzina z Chin i zastanawiała się, co zrobić w takiej sytuacji. Na mój luźny żarcik, że to „szwajcarskie kozice” i pewnie czekają na zapłatę, żeby zejść z drogi (w końcu większość rzeczy w Szwajcarii jest płatna – ale przynajmniej warta swojej ceny 😄), wszyscy się uśmiechnęli, a kozice łaskawie puściły nas dalej.

Chwilę później zrobiliśmy zdjęcie w „miejscu widokowym” z serduszkiem – oczywiście we mgle widać było tylko nas w tym serduszku. Co jakiś czas między chmurami zaczęły się pojawiać widoki: widać było wysokogórskie jezioro Brienzersee oraz momentami szczyty Alp.
Ścieżka stawała się coraz bardziej wymagająca – pojawiły się łańcuchy i przejścia wzdłuż przepaści. Na Arnihaggen (2166 m n.p.m.) zjedliśmy drugie śniadanie i definitywnie ustaliliśmy, że nie będziemy kontynuować wycieczki według pierwotnego planu z dojściem do kolejki w Turren.

Za Arnim odbiliśmy w lewo na rozwidleniu w stronę Sörenberga. Przywitaliśmy się ze stadkiem krów, uzupełniliśmy zapasy wody ze źródełka i przez błotko poszliśmy dalej. Dopiero gdzieś na wysokości górskiej chaty przy Obris Arni (1867 m n.p.m.) chmury rozeszły się na tyle, że wreszcie można było zobaczyć coś więcej niż tylko mgłę przed sobą.

Uwielbiam to w Szwajcarii – przy wielu szlakach stoją górskie chaty, w których mieszkają alpejskie krowy. Zazwyczaj znajdzie się tam ławeczka, źródło z wodą, czasem miejsce na ognisko, a zawsze schronienie przed deszczem. Choć w tych górach, w których byłam, deszcz jeszcze nigdy mnie nie zaskoczył. W polskich Tatrach trzeba być na to przygotowanym zawsze!

Dalej szlak prowadził w dół zbocza, przy (i przez) źródełko, z którego piliśmy na szczycie. Wraz z obniżaniem wysokości źródełko zamienia się w strumień, więc po jakimś czasie trzeba już korzystać z urokliwych mostków, żeby nie zmoczyć butów.

Trasa biegnie dalej przez las aż do drogi i do Arni-Schwand, małej rodzinnej restauracji, gdzie można kupić lokalny ser i szwajcarskie piwo.
Jakieś 200 metrów dalej, na zakręcie, znajduje się przystanek autobusu naszej już znajomej linii B241. Autobus nie kursuje zbyt często (raz na godzinę latem), ale za to wszystkie kolejne połączenia – autobusy i pociągi do Luzern – są z nim idealnie zsynchronizowane.

💡 Pro tip:
Autobus zatrzymuje się również bezpośrednio pod kolejką na Brienzer Rothorn, więc można dojechać tam wygodnie, bezpośrednio do parkingu.
Alternatywnie trasę autobusu można pokonać pieszo – według znaków zajmuje to ok. 1 godziny.